Tbilisi

Tbilisi jest miastem, które „kolebie się” na pograniczu Europy i Azji. No bo co powiedzieć o mieście, w którym z nowoczesnej, prestiżowej alei przechodzi się do kolorowej dzielnicy tureckiej z łaźniami czynnymi do dziś. Flagi Unii Europejskiej i kilka szklanych, nowoczesnych dzieł architektonicznych zbliżają Tbilisi do miast europejskich, ale uliczki starego miasta momentami bliższe są klimatem do Azji. Tak czy siak, Tbilisi jest po prostu bardzo przyjemnym miastem. Może właśnie dzięki swojej różnorodności.


Zobacz też: więcej zdjęć i wpisów o Gruzji


Przyznaję bez bicia, że nie przyłożyliśmy się za bardzo do ambitnego zwiedzania miasta. Nie chcieliśmy biegać z wywieszonymi jęzorami od zabytku do zabytku, bo właśnie chyba podskórnie wyczuliśmy, że warto pochodzić po mieście, odwiedzając różne jego zakamarki i wczuwając w jego klimaty. Nie będzie o kościołach ani muzeach. Będzie o mieście.

Tbilisi jest od VI wieku stolicą Gruzji. I jak to zwykle ze stolicami bywało, taki i Tbilisi przechodziło z rąk do rąk: arabskich, perskich, mongolskich, tureckich, rosyjskich, na koniec radzieckich. Tędy przechodziły szlaki handlowe z Azji do Europy, toteż miasto szybko się rozwijało i było atrakcyjnym kąskiem. Teraz centrum Tbilisi to XIX i XX wiek, a stara część – XVIII. Średniowieczne miasto zostało niemal zrównane z ziemią podczas najazdów perskich.

W Tbilisi warto przejść się głównymi ulicami centrum (to taka „nowsza” stara część), ale koniecznie trzeba zapuścić się w mniejsze uliczki, dalekie od gwaru miasta i pośpiechu. Najbardziej malownicza i klimatyczna jest część najstarsza Tbilisi, czyli trójkąt pomiędzy Placem Wolności, Twierdzą Narikala i dzielnicą Abanotubani.

Plac Wolności to chyba absolutne centrum Tbilisi. Taki „łącznik” pomiędzy nowszym a starszym miastem. Wieńczy on (lub zaczyna, zależy, jak spojrzeć) słynną Aleję Rustawelego (Rustaveli Avenue). Jest to najbardziej prestiżowa ulica, na której znajdują się XIX i XX-wieczne budynki: dawny Parlament (ten przeniesiony do Kutaisi), muzea, teatry, galerie, opera, największe kino w Gruzji. Do tego dochodzą nowoczesne sklepy, knajpy, knajpki i knajpeczki. Półtora kilometra „wielkiego świata” ;). Jak protesty polityczne i antyrządowe, to właśnie tu. Jak kulturalne „iwenty”, plenerowe wystawy, spektakle na powietrzu, to też tu. Przystanek, z którego można dojechać autobusem na lotnisko – też tu!

Ulica nazwana jest na cześć Szoty Rustawelego, poety z przełomu XII/XIII wieku, który napisał najsłynniejszą gruzińską epopeję narodową, która w swoim czasie cieszyła się ogromną popularnością, dlatego przepisywano ją w wielu egzemplarzach i pewnie dzięki temu przetrwała do dziś jako najcenniejszy zabytek gruzińskiego piśmiennictwa średniowiecznego.

Sam Plac Wolności (Tawisuplebis Moedani, Liberty Square, Freedom Square) jest jednym z największych w Tbilisi. Centralnie stoi tu Kolumna św. Jerzego, uważanego za patrona Gruzji. Zdetronizowała pomnik Lenina, który królował tu w czasach sowieckich, kiedy plac nosił jego imię. Jest też Ratusz i stacja metra.

Dalej, idąc z placu pod górkę, można dojść do tej najstarszej części miasta – twierdzy i tureckich łaźni, można też pójść w lewo, na Most Pokoju. Właśnie w lewej części jest sporo starych uliczek, zadrzewionych, dających cień!!!

Główne uliczki są zadbane, ale wystarczy zajrzeć w bok, by zobaczyć tę „drugą” stronę miasta. Obdrapane kamieniczki, niektóre sypiące się, ale nadal uparcie zamieszkałe, podwórka, na których toczy się życie rodzinne i sąsiedzkie.

No to Most Pokoju. Kontrowersyjny temat, ale duża atrakcja turystyczna. Modernistyczna konstrukcja z metalu i szkła, 150 metrów dyskusji o tym, czy ładny i czy pasuje do otoczenia. Górnolotnie most miał swoim kształtem przypominać morskie zwierzę. Złośliwcy jednak kojarzą go z kobiecymi artykułami higienicznymi i nazywają go „Always Ultra”, a Polacy dosłowniej: „podpaską”. Jest to most pieszy i też łączy dwa miasta: nowe Tbilisi ze starym. Łączy i symbolicznie i dosłownie, bo w tym miejscu dwie części Tbilisi oddzielone są rzeką Mtkwari.

Przekraczając most wchodzi się do Parku Rike. Nad nim góruje Pałac Prezydencki, poniżej znów modernistyczna budowla, dwie szklane tuby… Hm.. Podobno centrum kongresowe i sala koncertowa. W pobliżu XIII-wieczna cerkiew Metechi, a przy niej – stacja kolejki linowej na wzgórze Sololaki. Ogólnie to mieszanina futurystycznych obiektów z najstarszymi zabytkami i to raczej ten park jest właśnie kontrowersyjny.

Na wzgórzu Sololaki jest Twierdza Narikala. Twierdza powstała w IV wieku, była mocno rozbudowana w XVI i XVII wieku, a teraz jest odnawiana i wzmacniana. Obok twierdzy nie da się nie zauważyć statuy Kartlis Deda, aluminiowej, 20-metrowej „Matki Gruzji”, która przyjaciół wita czarą z winem, a wrogów odstrasza mieczem.

Pod twierdzą do zbocza przyklejone są kolorowe kamieniczki:

O Placu Wolności było, o twierdzy też. Teraz Abanotubani. Stara turecka dzielnica pod Twierdzą Narikala. XVIII/XIX wiek. Jedyny meczet, jaki zachował się w Tbilisi, budynki kupców oraz łaźnie.

Łaźnie korzystają z tutejszych siarkowych ciepłych wód. Stąd nazwa Tbilisi, „tbili” po gruzińsku znaczy „ciepły” (niektórzy się śmieją, że to takie nasze „Cieplice”). Wszelkie legendy dotyczące powstania miasta związane są właśnie z ciepłymi źródłami. Jak to w kulturze arabskiej było, łaźnie to nie tylko lecznicze kąpiele, ale miejsce spotkań towarzyskich, też tych ważnych, politycznych. Łaźnie funkcjonują do dziś, dla chętnych – jest okazja.

Według legend o założeniu miasta przez słynnego króla Wachtanga Gorgasalego, panującego w VI wieku, to właśnie z powodu tych ciepłych wód siarkowych kazał on zbudować w tym miejscu miasto. Jednak termy zbudowali Persowie dopiero w VIII wieku. Wówczas prosperowało ich ponad 60, teraz działa 6.

Jak to w Tbilisi bywa, nieważne po której stronie rzeki się znajdziesz, wystarczy, że zejdziesz z głównej turystycznej trasy. Wąskie uliczki, obdrapane kamienice i życie toczące się w innym wymiarze – tym normalnym, codziennym, niekoniecznie zamożnym i nieturystycznym.

Jest sporo ważnych kościołów, jest synagoga i mała dzielnica żydowska (niedaleko muzułmańskiej…). Jest metro, jest ważny dworzec Didube, z którego rozjeżdżają się marszrutki po całej Gruzji, są bazary i mnóstwo restauracji i barów. Są uliczki pełne knajp stricte dla turystów, ale jak zwykle warto szukać tych kameralnych, z boku. Kuchnia i tak będzie pyszna. Wino i tak będzie doskonałe.