FOTOGALERIA
Erozja niesamowicie ubarwiła Dolomity. Mają mocno poszarpane granie, turnie, iglice, strome piarżyste żleby, dużo urwisk, pionowe ściany, wysokie przełęcze i głębokie doliny. Są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zasłynęły zimową olimpiadą zorganizowaną w Cortina d’Ampezzo w 1956 roku. Najbardziej chyba słyną z narciarstwa i w tym temacie są najmocniej eksploatowane. I niszczone niestety. Latem z kolei przyjeżdżają tu tacy jak my – żądni powyżywania się na „żelaznych drogach”. Pierwsza via ferrata powstała w 1910 roku w masywie Selli. Teraz w całych Dolomitach jest ich mnóstwo w różnych skalach trudności i ekspozycjach. Wystarczy wybrać masyw i heja.
Via ferraty są dość kontrowersyjną sprawą. Przede wszystkim niszczą naturalną skałę. Wspinacze nimi gardzą, a fani ferrat są fanami, bo nie posiadając kwalifikacji wspinaczkowych, mogą nieco tych wysokogórskich i skalnych klimatów łyknąć. Brzydko mówiąc: skorzystaliśmy ze stanu „zastanego”, czyli skoro już via ferraty są poprowadzone, to dlaczego by się na nich nie pobawić.
Wybraliśmy się prawie latem. Skorzystaliśmy z wolnych miejsc w samochodzie kolegów… wielbicieli Dr Hackenbusha. Kto zna, ten wie… można schamieć :))) Prawie latem to było w połowie czerwca – w 10 rocznicę ślubu – idealny pomysł. Byłby idealny, gdyby tego roku nie było wyjątkowo srogiej i długiej zimy. Zima przetrwała do połowy czerwca, co podobno w Dolomitach jest niespotykane. W dolinach dopiero co zaczęła się wiosna. W wyższych partiach gór – właśnie tam, gdzie są poprowadzone ferraty – śnieg i lód. Schroniska zamknięte. Liny przymarznięte do ścian. Żleby prowadzące do ferrat pokryte oblodzonym śniegiem. Dlatego zrobiliśmy tylko to, co w niższych partiach „odtajało” i wróciliśmy nienasyceni.
Sorapis. Masyw, przez grań którego mieliśmy przejść pierwszą ferratę.
Refugio Vandelli. Schronisko zamknięte. Dla “ambitnych” zimowych turystów otarty był mały schron obok.
Lago de Sorapis. To tu wśród soczystych traw i w cieple prawie letnich promieni słonecznych mieliśmy rozbić namiot… Ale siąpiło i był obok otwarty schron… nie musieliśmy zgrywać twardzieli.
Odwrót w inny masyw, mniej skuty zimą.
Cortina d’Ampezzo. Słynna z zimowej olimpiady i narciarskiej otoczki.
Sorapis (3205) w zachodzie słońca.
Col De Bos. Spaliśmy przy parkingu. Jedną noc można spać na dziko, ale rano trzeba zwijać namioty, by ewentualna straż widziała, że nie było to dłuższe obozowanie.
Torri del Falcarego. Śniadanko. Z fanami Hackenbusha 🙂 🙂 🙂
Na szczęście świstaki już się obudziły i świstały na około.
Strażnica wojskowa z czasów I wojny światowej na zboczach Lagazuoi.
Galleria Lagazuoi.
Ferrata w większości prowadzi przez tunele wykute w masywie góry Lagazuoi.
Tunele wykute zostały podczas I wojny światowej przez żołnierzy austriackich i włoskich walczących o te tereny. Jedni drugich podkopywali, jedni drugich wysadzali w powietrze.
Z tuneli trasa wyprowadza drewnianymi drzwiami na grań Lagazuoi (2778 m). Otwierasz wrota na taki widok – Averau (2649)/Novolau (2574), w tle Pelmo (3168).
I jeszcze taki widok – Civetta (3220).
I z boku Tofana Di Roses (3225).
I Tofany w całości: Tofana Di Roses (3225), Tofana di Mezzo (3244) i Tofana di Dentro (3238).
Zejście z Lagauzoi Pizo.
Tuneli sporo w okolicy.
Pelmo w odcieniach szarości.
Passo Falzarego (2105).
UCZTA 11 czerwca – I dekada po ślubie.
Lagauzoi Pizo (2762).
Tofane di Roses.
Marmolada (3343) – nr 1 dla narciarzy.
Croda Negra (2518).
Novolau (2574), w tle Pelmo (3168)
Dojście do Averau (2649).
Dawno nie było Civetty.
Wejście na Averau.
Obowiązkowe małżeńskie na Averau.
Tofane di Roses.
Averau (2649). Tam byliśmy ;).
Cinque Torri, w tle grupa Cristallo.
Ostatni parking, ostatnia noc, ostatni poranek…
Odwrót.