Gruzja Sakartwelo

Gruzja to osobliwy kraj w każdym swoim metrze kwadratowym. Leży na pograniczu Europy i Azji, w związku z czym jedną nogą tkwi tu, drugą tam. Ma bogatą historię, silne korzenie chrześcijaństwa, pokomunistyczny chaos oraz radosną mentalność Gruzinów. I Gruzja jest naprawdę baaardzo ładnym krajem.

Pomimo wątpliwości, który kontynent zajmuje Gruzja, Gruzini zdecydowanie czują się Europejczykami i mają bardzo mocne aspiracje, by wejść do Unii Europejskiej. Są zawsze chętni do pogadania i do pomocy. Jest dokładnie tak, jak piszą ludzie na blogach: każdy Gruzin chętnie pomoże, a jeśli sam nie może, to zna kogoś, kto może. Głupio tak powtarzać dokładnie to samo, co piszą inni, ale pod wszystkimi zachwytami nad urodą Gruzji oraz gościnnością jej mieszkańców podpisuję się obiema „rękami i nogami”. Gruzja jest po prostu pięknym krajem, a Gruzini są niesamowici.


Zobacz też: więcej zdjęć i wpisów o Gruzji


Uprzedzam – nie będzie o biesiadach, suprach, toastach, tamadach, winie pitym z rogu itp., ponieważ nie wprosiliśmy się na żadną domową imprezę, a te turystyczne nie bardzo nas interesowały. Za to będzie o przyrodzie i jej różnych zakamarkach. Bo Gruzja jest bardzo różnorodnym krajem, ciekawym geograficznie, kulturowo, kulinarnie i mentalnie. Jest w czym wybierać i nie ma bata, nie da się zobaczyć i poczuć wszystkiego na raz.

JEST DOBRZE I JEST TEŻ NIESPOKOJNIE

Gruzja ma miejscami zachwiane granice i niepewne terytoria. Mimo to po kraju podróżuje się bezpiecznie, o ile człowiek nie pcha się w zaogniony rejon. Tak jak my… Nasz plan górski musieliśmy przeorganizować, bo w rejonie, w który chcieliśmy wdepnąć, zrobiło się akurat bardzo niebezpiecznie – Osetia Południowa i jej koneksje z Rosją ostatnio doprowadziły do sporych konfliktów na granicy gruzińskiej.

Osetia Południowa to trudny temat. Ogłosiła się niepodległą republiką, ale zgodnie z prawem międzynarodowym stanowi integralną część Gruzji. Cały czas dąży do połączenia z Osetią Północną, jedną z republik Federacji Rosyjskiej. Dlatego tak ciągnie w stronę Rosji i pozwala jej na zagarnianie cichaczem terenów gruzińskich. Abchazja uważa się za autonomiczną republikę ze swoim rządem i stolicą w Suchumi, żeby do niej wjechać trzeba mieć wizę, a Gruzja nie ma nad nią właściwie żadnej władzy, choć zgodnie z prawem międzynarodowym Abchazja wchodzi w skład Gruzji. Adżaria – kolejna autonomiczna republika ze stolicą w Batumi – ma bardzo silne zachcianki separatystyczne, ale całkowicie podlega Gruzji.

Sąsiedzi Gruzji politycznie też nie do pozazdroszczenia: wspomniana Rosja, raczej Federacja Rosyjska, ma w tym rejonie dość nerwowe republiki jak Czeczenia, Osetia Północna, Inguszetia. Turcja też niespokojna przez ostatnie poczynania Erdogana. Z Azerbejdżanem trwają dyskusje na temat kompleksu skalnych klasztorów Dawid Garedża, które częściowo leżą po stronie azerskiej. Nie wiem, czy Gruzja ma konflikt z Armenią, ale Armenia z Azerbejdżanem – owszem, toczą wieloletni spór o Górski Karabach. Gruzji ten temat nie dotyczy, ale nie jest fajnie, jak najbliżsi sąsiedzi tłuką się między sobą.

RELIGIA, MONASTYRY, ŚWIĘTA NINO I 13 OJCÓW SYRYJSKICH

Gruzja jest drugim krajem po Armenii, który przyjął chrześcijaństwo jako religię państwową. Dlatego historia chrześcijaństwa w tym rejonie sięga III i IV wieku. Niestety na skutek różnych „burz” w historii kraju, ale też trzęsień ziemi, pożarów oraz radzieckiej polityki, nie zachowały się najcenniejsze pisma, ikony, freski, a nawet monastyry. Wiele cerkwi ma zamalowane wapnem freski, częściowo już nie do odzyskania, rozkradzione ikony, spalone księgi religijne i historyczne. Dlatego część z nich jest w środku pusta.

Ważną postacią w gruzińskiej Cerkwi jest święta Nino, która przybyła do Gruzji z Kapadocji. Niosła wiarę w Chrystusa i w jego imieniu leczyła chorych. Uleczyła też żonę ówczesnego władcy Iberii (wschodniej Gruzji), co przekonało parę królewską do przyjęcia chrztu i ogłoszenia chrześcijaństwa jako religii państwowej. Było to w roku 337 lub 327, lub 317, w zależności od źródeł historycznych. W Gruzji bardzo często można spotkać charakterystyczny krzyż św. Nino – z opuszczonymi ramionami.

Są jeszcze Ojcowie Syryjscy, którzy w VI wieku przybyli na tereny Gruzji, by krzewić chrześcijaństwo, zakładając monastyry. Ojców było trzynastu. Monastyry przez nich założone – te, które przetrwały do dziś – cieszą się wielkim kultem.

PRZEMIESZCZANIE W GRUZJI

Na pewno najlepszym sposobem przemieszczania się w Gruzji jest lokalny transport. Nie przerabialiśmy tematu pociągu, ale jest tylko jedna linia kolejowa pociągnięta z Tbilisi do Batumi, więc możliwości są ograniczone, jak i pewnie ilość miejsc w pociągu. Krajowy transport to autobusy i słynne tanie marszrutki (busiki). Naprawdę są tanie. Ceny z roku na rok zmieniają się, ale jeszcze daleko do europejskich standardów. Grosze (dosłownie) kosztuje transport miejski (autobusy, a w Tbilisi też metro). Trzeba się liczyć, że do trudniej dostępnych miejscowości nie dojeżdżają marszrutki albo kursują raz lub dwa razy w tygodniu.

No i zawsze można liczyć na wszechobecnych taksówkarzy. Opcja dobra, jeśli podróżuje się w grupie i można podzielić koszty. I koniecznie targować!

Można też wynająć auto. Na przykład terenowe. Poszaleć po kraju lub w górach. Są oczywiście oficjalne internetowe wypożyczalnie o międzynarodowym prestiżu, ale dla przeciętnego Polaka niezbyt komfortowe finansowo (standardowo: prowizje, płatna rezygnacja, blokada środków na koncie – środki trzeba mieć). Są też takie osoby jak Zura Paghava (http://4x4carrental.pl4x4carrent@gmail.com), który współpracuje z polskimi portalami i dysponuje różnymi samochodami w baaardzo przystępnej cenie, bez niepotrzebnych opłat, wpłat, depozytów, z darmową rezygnacją, można napisać, odpowiada niemal natychmiast, można pogadać po angielsku, ponegocjować, uzyskać poradę i pomoc. Ma na przykład „nasze” auto:

GRUZJA SAMOCHODEM

Po Gruzji jeździ się mniej więcej tak, jak po innych krajach południowych, bałkańskich lub azjatyckich. Szarmancko i ze specyficznym poczuciem obowiązku nieprzestrzegania przepisów drogowych. Gruzini jeżdżą szybko i namiętnie wyprzedzają na trzeciego i czwartego. Jeśli chodzi o mapy, to tym razem nie korzystaliśmy z papierowych, lecz z aplikacji googlemaps i mapsme.

SPANIE W GRUZJI

Żaden problem. Różne ceny, różne standardy. Można bardzo tanio przenocować pod dachem. Namiotem można rozbijać się wszędzie. Nawet w mieście, w parku. Poza tym Gruzini zawsze znajdą ci nocleg. Jak nie u siebie w domu, to u siostry albo u kumpla… Hostele też prosperują bardzo sprawnie, sporo jest w internecie dostępnych od zaraz i w niskich cenach.

KUCHNIA – TEMAT OBOWIĄZKOWY

Sporo Polaków skarży się na dolegliwości żołądkowe, nas też trafiło (może to taka odmiana „zemsty faraona”). Wiele osób tłumaczy to, oprócz odmiennej flory bakteryjnej wody, młodym „domasznim” winem oraz tłustą kuchnią. Inna flora bakteryjna jest na pewno i trzeba uważać, co i jak się pije i je. Można się odkażać – Gruzja nie tylko słynie z wina, ale jest kolebką pysznych i cenionych na całym świecie koniaków. No i z domowego bimbru, zwanego czaczą. Wszystkie alkohole gruzińskie są pędzone na winogronach, więc wszelkie skojarzenia z ziemniaczano-drożdżową bimbrownią Jakuba Wędrowycza można zamknąć w książkach Pilipiuka i zapomnieć 😉

Kuchnia. Pyszna. Chinkali – charakterystyczne pierogi z rosołkiem w środku, dziesiątki odmian chaczapuri – gruzińskiej „pizzy”, adżapsandali – warzywne leczo, lobio i lobiani – dania z fasoli, mcwadi – szaszłyki z różnych rodzajów mięs, zupa charczo z pomidorami i kaszą jęczmienną, specyficznie przyprawiona, dolma – zraziki mielone w liściach winogron lub w papryce, adżika – ostra pasta paprykowa, czurczchele – orzechy na sznurku w polewie z soku winogronowego… Bakłażany, różne kiszonki, pulpeciki z warzyw, sałatki… Jest tego cała masa. Nie do opisania i chyba też nie do przejedzenia w czasie jednego pobytu 😉


NASZA TRASA

Tbilisi -> Gruzińska Droga Wojenna -> Twierdza Ananuri -> Przełęcz Dżwari (Krzyżowa) -> Stepancminda (Kazbegi) -> Kvemo Okrokana i dwa treki w rejonie Kazbegi -> Tbilisi -> Kutaisi -> Kanion Okatse -> Wodospady Kinkcha -> Jaskinia Prometeusza -> Batumi -> Gonio -> Achalciche i  Twierdza Rabati -> Monastyr Sapara -> Twierdza Chertwisi -> Wardzia -> Twierdza Tmogwi -> wzdłuż Gór Samsarskich i jezior Sangamo i Parawani -> granica z Azerbejdżanem -> Dawid Garedża -> Udabno -> Signaghi i Monastyr Bobde -> Tbilisi -> Mccheta.

TBILISI

Kartlia. Tbilisi – jako stolica – i to bardzo przyjemna stolica – zasługuje na oddzielny wpis.

GRUZIŃSKA DROGA WOJENNA

Nazwa „Gruzińska Droga Wojenna” brzmi dość groźnie i zapewne trasa ta dawniej dostarczała sporo emocji – jak była jeszcze wąska i szutrowa. Droga była znana od dawien dawna, jeszcze nie jako droga wojenna, ale szlak handlowy między Europą i Azją. Była też oczywiście wykorzystywana przez różne armie przewalające się przez Kaukaz. W całym łańcuchu Kaukazu tu jest jedyna „szczelina”, przez którą można było transportować towary oraz sprzęt wojskowy. Drogą Wojenną została nazwana przez Rosjan, którzy na początku XIX wieku zaanektowali tereny wschodniej Gruzji i zmodernizowali drogę, by móc szybko przerzucać swoje wojska. Tędy transportowała się armia, by podporządkować Czeczenię i Dagestan.

Gruzińska Droga Wojenna – teraz poszerzona i wyasfaltowana – dostarcza sporo widoków, ale o „dreszczyku emocji” nie można już mówić. Przecina Wielki Kaukaz, biegnąc z Tbilisi w Gruzji do Władykaukazu w Osetii Północnej. Ma długość 208 km.

TWIERDZA ANANURI

Na początku Gruzińskiej Drogi Wojennej, no tak mniej więcej na początku, 60 km na północ od Tbilisi, stoi Twierdza Ananuri. Położenie ma bardzo malownicze, wśród wzgórz i nad turkusowymi wodami sztucznego jeziora Żinwali. W momencie jej budowy, w XVI wieku, jeziora jeszcze nie było, ale dziś komponuje się bardzo fotogenicznie.

No i niestety stoi przy głównej drodze. Nigdzie w Gruzji nie widzieliśmy takiej turystycznej oprawy: straganów z drogimi pamiątkami i dobrami natury typu orzechy, miody i czurczchele, z owczymi skórami, które można na siebie założyć, wbić się w baranią czapę, dostać miecz do łapy i za stosowną opłatę zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.

Twierdza pochodzi z XVI/XVII wieku i warto do niej wejść. Turystyczne miejsce, ale wstęp jest za darmo. Mury izolują skutecznie od wrzawy przy straganach. Cisza, spokój, wieża obronna, dwie cerkwie, piękne widoki na jezioro i wzgórza. W większej cerkwi Wniebowstąpienia (lub Zaśnięcia) Najświętszej Marii Panny jest bardzo ładny ikonostas i zachowały się też fragmenty fresków. Pozostałe zostały nieodwracalnie zniszczone w czasie pożaru.

PRZEŁĘCZ DŻWARI (KRZYŻOWA) Z POMNIKIEM PRZYJAŹNI

Pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej pod najwyższym punktem Gruzińskiej Drogi Wojennej: Przełęczą Krzyżową, 2379 m. Właściwie, to pomnik „przyjaźni”. Przyjaźń nie była łatwa. Pomnik to betonowe coś z freskami o podobno bardzo symbolicznej wymowie. Postawiono to w czasach radzieckich, w dwusetną rocznicę podpisania traktatu gieorgijewskiego (1783 r.), który zakładał pomoc Rosji w chwili ataku Persji na Gruzję. Miał być protektorat carycy Katarzyny II, a skończyło się podporządkowaniem Gruzji Imperium Rosyjskiemu.

STEPANCMINDA/KAZBEGI

Mała miejscowość Stepancminda leży na wysokości 1750 m i słynie jako baza wypadowa na pięciotysięcznik Kazbek oraz z monastyru Cminda Sameba. To takie nasze Zakopane, tyle że tysiąc metrów wyżej. Nazwa miasteczka pochodzi od imienia św. Szczepana. W czasach sowieckich zmieniono na Kazbegi od imienia lokalnego przywódcy Gabriela Kazbegiego, który po przejęciu Gruzji przez Imperium Rosyjskie pomógł stłumić antyrosyjską rewolucję. W 2006 r. powrócono do pierwotnej nazwy miasta, ale nadal w potocznej komunikacji werbalnej funkcjonują obie nazwy.

Poniżej kwintesencja Stepancmindy: plac główny z marszrutkami, a ponad tym zgiełkiem kościółek Cminda Sameba i Kazbek.

MONASTYR CMINDA SAMEBA

Cminda Sameba, cerkiew pod wezwaniem Świętej Trójcy. Ikona Gruzji. To właśnie ten kościółek, fotografowany na tle zielonych lub ośnieżonych wzgórz, jest na wszystkich folderach, mapach, przewodnikach, blogach. Wpisz w Googlach hasło „Gruzja” i zobacz, ile zdjęć Cmindy Sameby się wyświetli.

Klasztor został zbudowany w XIV wieku, na wysokości 2170 m, na wzgórzu Gergeti, nad wioską Gergeti, obok miasteczka Stepancminda. 200 lat później dobudowano dzwonnicę. Całość była kiedyś otoczona murem, choć nie wiem, czy coś się do dziś zachowało. Jest to klasztor męski, mieszka tu jeden mnich, koza i kot. Jest to święte miejsce dla Gruzinów. W czasach Związku Radzieckiego wszystkie obrzędy religijne zostały zakazane, jednak kościółek przetrwał ciężkie chwile i to tutaj przechowywano narodowe relikwie, na przykład krzyż świętej Nino. W 1988 roku władze ZSRR wybudowały tu kolejkę linową. Z wioski Gergeti do kościółka. Uznając to za profanację świętego miejsca, mieszkańcy zniszczyli kolejkę. I Bogu dzięki, bo zrobiłby się tu drugi Kasprowy.

Zdjęć z wnętrza cerkwi nie ma. W większości monastyrów obowiązuje zakaz fotografowania, a my takie zakazy szanujemy. Tym bardziej warto się tu wtarabanić, bo atmosfera starej, okopconej, wymalowanej freskami cerkwi jest! Można wdrapać się tu na piechotę, można wjechać terenówką. I tylko tak można się tu dostać.

KAZBEK

Majestatyczny, drzemiący wulkan Mkinwarcweri, czyli Kazbek. Jego wysokość jest różnie podawana: 5033 m lub 5047 m. O samym Kazbeku i okolicach we wpisie o rejonie Kazbegi i naszym treku.

POTEM POSZLIŚMY W GÓRY

Nasz trek, a właściwie dwa treki: Suatisi->Mna i Dżuta->Roszka zostały przedstawione i opisane w galerii zdjęć i we wpisie o naszym treku. Ładnie było 🙂

KUTAISI

Imeretia. Większość Polaków jest w pewnym sensie „skazana” na Kutaisi, bo codziennie ląduje tu kilka samolotów z Polski. My przylecieliśmy do Tbilisi, a Kutaisi to nasz własny wybór. Nie żeby miasto miało szczególne walory, których nie można ominąć, ale okolice już są warte grzechu. Nas przyciągnęły tu kaniony, wodospady i jaskinie. Oraz monastyr Gelati, jeden z najstarszych i najświętszych w Gruzji, a do którego, pomimo kilku prób, nie udało nam się dojechać.

Jednym z pierwszych państw gruzińskich była Kolchida (powstała w IV w. przed naszą erą), a jednym z jej ważniejszych miast było dzisiejsze Kutaisi. Miasto jest jednym z najstarszych w Gruzji. Ma swoją antyczną nazwę: Aia. Znane było starożytnym Grekom i stało się w pewnym sensie bohaterem mitu o Argonautach i złotym runie. Pisze o nim w III wieku przed naszą erą Apollonius z Rodos w eposie „Argonautyki”. Niektórzy interpretują, że bohaterowie dotarli właśnie do Kutaisi. A do świetności i bogactwa dawnej Kolchidy odnosi się fontanna w centrum starego miasta, kapiąca wręcz złotem:

Kutaisi jest dość osobliwe. Niektórym się podoba, innym zdecydowanie nie. Miasto nosi znamiona charakterystyczne dla krajów pokomunistycznych, widać, że niegdyś był to ZSRR. Jednak warto dać mu szansę. Centrum w dużej mierze ma niską zabudowę, choć klasyczne bloki też są tu i ówdzie wkomponowane. Nam podeszło swoim luzackim klimatem.

Stolicą Gruzji jest Tbilisi i tam jest Pałac Prezydencki. Natomiast władza jest rozdzielona pomiędzy trzy miasta, i tak: Batumi jest siedzibą Sądu Konstytucyjnego, a Kutaisi – Parlamentu.

Dla chętnych jest co zwiedzać. Starówka jest bardzo przyjemna, most na rzece Rioni, ta kapiąca kolchidzkim złotem fontanna, stary teatr, stara opera, kilka ważnych starych kościółków, stara – jak nie najstarsza w Gruzji – katedra Bagrati na wzgórzu nad miastem.

Na pewno warto – choć nam się nie udało ani razu zgrać z marszrutką – podjechać do monastyrów Gelati i Motsameta. „Następną razą”. Dlatego to tyle o Kutaisi. Natomiast za miastem…

A! Dla zainteresowanych muzyką: w Kutaisi urodziła się i spędziła pierwsze lata swego życia – Ketevan Melua, znana obecnie jako Katie Melua. Potem trochę mieszkała w Tbilisi i w Batumi, a w czasie wojny domowej z Abchazją (1993) jej rodzina uciekła do Belfastu, a na koniec do Londynu.

No więc poza miastem…

JASKINIA PROMETEUSZA

Jaskiń w pobliżu Kutaisi jest kilka, ale z wywiadu poczynionego w Internecie, Prometeusza – choć najpopularniejsza turystycznie, a może właśnie dlatego najpopularniejsza – wydaje się być najciekawszą i najbogatszą w szatę naciekową. No i jest dość nietypowo zaprezentowana. Znajduje się 20 km od Kutaisi. Odkryto ją w 1983 roku, kiedy na polecenie władz radzieckich szukano w skałach Kaukazu jaskiń, w których można by się schronić w wypadku wojny nuklearnej.

Obecną nazwę nadał prezydent wolnej Gruzji (teraz już były prezydent) – Micheil Saakaszwili w 2007 roku. Zwiedzanie standardowo z przewodnikiem, w dużej grupie, ale warto. Jaskinia ma spore „sale”, połączone ciągiem korytarzy, wszystko ozdobione szatą naciekową i formacjami o przeróżnych kształtach, a wszystko jest dość niestandardowo oświetlone. Niektórym może trącić kiczem, ale na pewno w jaskini nie jest szaro ani ponuro. Kolorowy, podziemny świat. Takiego jeszcze nie widzieliśmy.

Podobno lampy nie są szkodliwe dla szaty naciekowej, oby, bo jaskinia jest naprawdę ładna. A w Sali Miłości można wziąć ślub! Trasa turystyczna to kilometr – jeden z dziesięciu. Jest też podziemne jezioro/kanał długości 400 metrów, którym za dodatkową opłatą można wypłynąć łódką na zewnątrz.

KANION OKATSE

Kanion Okatse jest teraz dość mocno promowany. Zainwestowano w drewniane kładki na metalowych wspornikach. Kładki prowadzą 50 metrów nad kanionem rzeki Saciskwilo i jest to rzeczywiście atrakcyjne. Kładka ma niestety tylko niecały kilometr (kanion – dwa), dłużej się do niej dochodzi lasem i wraca, niż konkretnie nią przechodzi. Kanion jest miejscami zarośnięty i nie widać go przez całą trasę, ale nad koronami drzew też fajnie pobyć. Jest kilka miejsc, z których gdzieś daleko w dole majaczy dno, strumień, jeziorka. Zwieńczeniem jest spora „wychlidka” wychodząca kilkanaście metrów nad kanion. Warto wcześniej dowiedzieć się, czy kanion jest otwarty, bo co jakiś czas (nawet w środku sezonu) jest przeprowadzana renowacja. Wstęp jest płatny. Okatse znajduje się niedaleko miejscowości Gordi, dojazd marszrutkami.

WODOSPAD KINKCHA

Wiadomo, że wodospady najlepiej oglądać na wiosnę, jak w górach topnieją śniegi i strumienie niosą najwięcej wody. Gruzińskie lato jest upalne, więc na przełomie lata i jesieni, kiedy jeszcze nie ma deszczy, wodospady ciurkają tak sobie. Ale mimo tego warto podjechać i uruchomić wyobraźnię. W przypadku wodospadu Kinkcha – jednego z najwyższych w Gruzji, o ile nie najwyższego (?) – jest spora ściana, imponująca dość i z wiosennych zdjęć w Internecie wynika, że strumień u góry na tyle się rozlewa, że opada ilomaś wodospadami na całej szerokości ściany. My załapaliśmy się na jeden strumień opadający i drugi rozlany gdzieś po ścianie, ale był!

Miejsce nadaje się do opalania i kąpieli (woda rześka). Za naszej obecności do prac przystąpili fachmani z wiertłami, zaczęli wkręcać się w skały, szykując do budowy poręczy. W przyszłym sezonie będzie tam jakoś inaczej. Wodospad znajduje się 7 kilometrów od kanionu Okatse.

BATUMI

O Batumi niemal huczy w Internecie, że kicz, że miszmasz, że bezguście, że nieciekawe, albo że niesamowite. Dla nas – niesamowite! Jest tak niesamowite, że zasługuje na oddzielny wpis.

ACHALCICHE i twierdza rabati

Achalciche to pierwszy punkt na trasie Batumi – Wschód Gruzji. 160 km od Batumi, jadąc główną szutrową drogą lub 360 km, jadąc asfaltem naokoło. 200 km od Tbilisi. Jest stolicą regionu Samcche-Dżawachetia, tuż przy granicy z Armenią i Turcją. Samo miasto cieszy się głównie sławą kontrowersyjnej twierdzy. W XII wieku na wzgórzu Rabati wzniesiono twierdzę obronną, która po przejęciu przez Imperium Osmańskie w XVI wieku, została rozbudowana o budynki pałacowe, meczet, medresę.

W tej chwili cały teren zamku-twierdzy jest odbudowany – nie wyremontowany, lecz zbudowany na nowo. Stąd kontrowersja. Inwestycja pochłonęła miliony lari i stojąc tak na terenie kompleksu, człowiek się zastanawia nad sensem… Owszem, odbudowa daje jakieś tam pojęcie, jak to wyglądało, ale to nie jest dokładnie TO. Może to niezbyt dbałe o szczegóły wykonanie powoduje, że nie ma tu klimatu. Z daleka wygląda lepiej, niż z bliska. Na przykład takie ażurowe parawany, które niegdyś, zgodnie ze sztuką arabską, były misternie rzeźbione lub inkrustowane, teraz są wybieloną, betonową kratą. Nowe chodniki czy świeżo ciosane kamienne bloki ścian budynków. Zabytki wybudowane na nowo. No to takie luźne refleksje.

Za to w przedniej części – tej niepłatnej, dostępny jest ekskluzywny hotel, ekskluzywna restauracja, ekskluzywna winiarnia. Wiadomo już, czym i kogo kompleks ma przyciągać.

MONASTYR SAPARA

Chwilę za Achalciche (jakieś 10 km) jest słynny dość w Gruzji monastyr Sapara. Jest to męski klasztor z XII wieku. Niewielki, ciasny kompleks trzech cerkwi, dzwonnicy i budynku mieszkalnego mnichów. Nad nimi górują ruiny twierdzy rodziny Dżaweli. Jest też taras z widokiem na dolinę rzeki Mtkwari, bo monastyr leży na stromych dość zboczach, zarośnięty zielenią.

Najważniejszy jest kościół św. Saby z XII wieku z cennymi freskami. Wnętrze jest piękne, ciemne, całe wymalowane. Oczywiście nie można robić zdjęć.

TWIERDZA CHERTWISI

Nadal region Samcche-Dżawachetia. Przy rozwidleniu dróg z Achalciche do Wardzi dość nagle pojawiają się ruiny Twierdzy Chertwisi. Mury wyrastają ze stromego, skalnego zbocza u styku dwóch rzek Mtkwari i Paravani.

Zgodnie z gruzińskimi kronikami, twierdza istniała już w IV/III wieku przed naszą erą, a jej mury były świadkiem walk toczonych przez Aleksandra Wielkiego Macedońskiego. Twierdza była wielokrotnie roz- i przebudowywana. Ostatnio w XIV wieku. Do dziś zachowały się mury obronne, przejścia, kościółek, jest tunel prowadzący do rzeki. Twierdza kontrolowała ważny wówczas trakt prowadzący do Armenii i Bizancjum.

Warto się tu zatrzymać: raz, że twierdza warta połażenia wewnątrz murów i gwarantuje niezłe widoki, dwa, że pod twierdzą znajduje się mała knajpka (chyba nawet z hostelem), w której pani właścicielka oferuje domowy koniak, domową czaczę, domowe wino i domowej roboty gruzińskie, tradycyjne, pyszne dania.

TWIERDZA TMOGWI

Tmogwi leży kilka kilometrów przed Wardzią. Kolejne ruiny twierdzy wyrastające na kolejnym stromym zboczu, nad wąwozem rzeki Mtkwari. Twierdzę trzeba wypatrywać po drugiej stronie rzeki, jadąc z Chertwisi, już dość blisko Wardzi.

Do twierdzy dojeżdża się przez most i szutrową drogą wzdłuż wąwozu.

Ruiny niemal zlewają się z otoczeniem.

Pozostałości twierdzy rozciągają się na trzech wzgórzach. Twierdza kontrolowała dawną drogę handlową przez płaskowyż Dżawachetii, z Azji Mniejszej do Gruzji, strzegła mostu i okolicznych dróg. Miała tajemny tunel wykuty w skale, prowadzący do rzeki. Wiele razy była niszczona przez trzęsienia ziemi, ale bardzo szybko ją odbudowywano, ze względu na jej strategiczną rolę. Pod murami twierdzy po prawej strony widać podmurówki dawnej wsi.

WARDZIA

Najbardziej reklamowane skalne miasto Gruzji. Największe, najbardziej wyeksponowane i przystosowane do dużej ilości turystów. Mimo wszystko warto tu przyjechać. Turyści rozchodzą się po całym kompleksie, więc nawet za bardzo się nie wie, ile osób akurat tu buszuje. Zresztą duża liczba turystów w Gruzji to nie to samo, co duża liczba turystów na Zachodzie. Na pewno warto przyjść tu po południu, kiedy słońce pięknie gra i kiedy nie ma już autokarowych wycieczek (Wardzia jest sztandarowym punktem biur podróży).

Skalna ściana Wardzi wznosi się nad rzeką Mtkwari. Jest podziurawiona jak sito otworami skalnych grot, a wnętrze góry kryje w sobie mieszkalne nisze, tunele, schody, zakamarki, jest też cerkiew i basen do kąpieli rytualnych.

Skalne miasto zaczęto wykuwać w XII wieku jako twierdzę wojskową. Chwilę później królowa Tamar ufundowała tu cerkiew i przemieniła ścianę w skalny klasztor.

W czasach swojej świetności było tu około 3 tysięcy pomieszczeń na kilkunastu kondygnacjach. Pomieszczenia mieszkalne, stajnie, obory, piekarnie, piwnice do przechowywania wina, którym handlowano, spichlerze, kościoły i biblioteki z księgozbiorami. Dziś zachowało się 250 grot.

Mieszkało tu 2 tysiące mnichów, ale w chwili zagrożenia, kompleks mógł pomieścić nawet 50-60 tysięcy szukających schronienia. Był tu zastosowany bardzo nowoczesny system kanalizacyjny, system rynien, a wodę ciągnięto ze znacznej odległości (przewodniki podają, że z 3,5 km). Podobno na początku klasztor był całkowicie ukryty w skale. Jednak skalna ściana została mocno uszczuplona na skutek trzęsienia ziemi w 1283 roku. 2/3 skały odpadło od zbocza, czyli to, co teraz widzimy, to 1/3 – ta najgłębsza część miasta. Szkoda, bo już to, co jest imponuje, a jakie wrażenie miasto musiało wywierać w XIII wieku!

Wardzia jest najmłodsza z podobnych znanych dziś skalnych miast. Najstarszym jest Upliscyche (z V wieku przed naszą erą!), nieco inne i bardziej dzikie w Dawid Garedża (z VI wieku naszej ery, opis niżej), a tak naprawdę, to tuż przed Wardzią stoi niewinny kierunkowskaz „Vanis Kvabebi”. To też skalne miasto/klasztor, mniejszy i niezauważany przez turystów, a na pewno warto do niego zajrzeć (następnym razem).

KRAWĘDZIĄ GÓR SAMSARSKICH I JEZIOR WULKANICZNYCH

Dalej jesteśmy w Samcche-Dżawachetia. Dalej ta samą droga z Batumi w stronę Tbilisi. Jedzie się krawędzią Gór Samarskich, najwyższego pasma Kaukazu Małego (bo taki też jest, w odróżnieniu od głównej grani Kaukazu Wielkiego). O górach mówi się, że są „wulkanicznym skansenem”. Kryją w sobie pozostałości po megalitycznych twierdzach Szaori i Abuli. Są jeszcze jeziora. Gruzińska „kraina jezior”. Największe naturalne jezioro Gruzji, Parawani, leży na wysokości 2073 m.

MAŁY OFFROAD PO PUSTKOWIACH POŁUDNIOWEJ GRUZJI

Jak szaleć, to na spornych terenach granicznych! Tak wyszło, że najfajniejsze pustkowia znaleźliśmy pod granicą z Azerbejdżanem. Okolice są sporne, bo sowiecka „wierchuszka” tak podzieliła tereny swoich republik, że cenne dla Gruzji skalne monastyry leżą częściowo po stronie azerskiej. Trwa więc spór o te ziemie, bo Gruzja – wiadomo, zabytki kultury, a Azerbejdżan – bo tereny ważne militarnie. No to takie właśnie okoliczności przyrody przypadły nam do poszalenia na terenach półpustynnych.

DAWID GAREDŻA

Kachetia, wschodnio-południowa Gruzja. 60 km na południowy-wschód od Tbilisi. Dawid Garedża (lub Davit Gareja) to w sumie 15 prawosławnych monastyrów rozrzuconych na półpustynnych zboczach na granicy z Azerbejdżanem, część po stronie gruzińskiej, część po azerskiej. Najpopularniejsze są dwa monastyry położone niemal przy sobie: Ławra i Udabno. Monastyr Ławra (Lavra) został założony w VI wieku przez Dawida, jednego z Trzynastu Ojców Syryjskich, którzy przybyli na tereny Gruzji, by szerzyć wiarę i tzw. monastycyzm, czyli zakładając monastyry.

Skalne groty Ławry są dziś zamieszkałe przez mnichów, więc zwiedzać można jedynie cerkiew.

W skalnej ścianie ponad cerkwią można przez otworki w drzwiach zerknąć na święte źródełko „Łzy Dawida”, czyli „Dawid Garedża”, jedyne ujęcie wody dla monastyrów Ławra i Udabno.

Uczniowie Dawida zaczęli w okolicy zakładać kolejne klasztory, które szybko się rozwijały, w końcu stały się ośrodkiem nie tylko religijnym, ale też kulturowym i edukacyjnym wschodniej Gruzji. Rozwijało się malarstwo freskowe oraz piśmiennictwo – przepisywano tu manuskrypty. Kompleks najbardziej rozrósł się między XI a XIII wiekiem.

Klasztory były kilkakrotnie pustoszone, rabowane, manuskrypty palone. Przewalały się tu hordy tureckie i mongolskie. W końcu, w 1615 roku dotarły i perskie. W Wielkanoc Persowie spalili setki unikalnych manuskryptów, wyrżnęli w pień mnichów, wypalili malowidła, zburzyli budowle. Życie klasztorne zamarło i pomimo prób przywrócenia życia duchownego, już nigdy nie odzyskały dawnej świetności. Tym bardziej, że w XIX wieku, kiedy Imperium Rosyjskie zajęło Gruzję, wyludniono okolicę wraz z nielicznymi mnichami. W czasach radzieckich wojsko urządziło tu poligon. Dopiero po odzyskaniu niepodległości przez Gruzję w 1991 roku mnisi wrócili do niektórych klasztorów. Niestety w wyniku politycznego, sowieckiego zamieszania, niektóre klasztory Dawid Garedży znalazły się na granicy albo wręcz w całości po azerskiej stronie. Spór o tereny, granicę i renowację zabytków toczy się do dziś.

Skalna ściana monastyru Udabno (po drugiej strony wzgórza, ponad Ławrą), po stronie Azerbejdżanu, jest dostępna dla turystów.

Można się powspinać i dostać do wykutych w skale wnęk na kilku poziomach. Sporo tam kaplic i kościółków, w których świetnie zachowały się freski.

Warto zapuścić się na to pustkowie (pomimo gorąca!), bo to naprawdę pustkowie. Krajobraz półpustynny, suchy, wokół kolorowe formacje skalne, no i same widoki ze wzgórza klasztornego na część gruzińską i na część azerską – rzecz niesamowita.

SIGNAGHI

O Signagi pisze się, że jest najmniejszym miasteczkiem Gruzji, najładniejszym miasteczkiem Gruzji i najbardziej romantycznym miasteczkiem Gruzji. Jeszcze nazywa się je gruzińskim miastem miłości albo zakochanych, bo – jak piszą przewodniki – można tu wziąć ślub o każdej porze dnia i nocy.

Samo miasteczko jest odnowione, przez co rzeczywiście ma swój specyficzny klimat i urok. Leży na wzgórzu, w malowniczej okolicy, dookoła winnice, a po drugiej stronie doliny majestatycznie wyrasta grań Kaukazu. Wąskie uliczki z drewnianymi balkonami, stare mury otaczające miasto, z bramami wejściowymi i basztami.

MCCHETA

Region Mccheta-Mtianetia. Mccheta to – jak piszą mądre przewodniki – nasz Wawel. Cała miejscowość została przez Katolikosa Gruzji mianowana „Świętym miastem”. Była stolicą jednego z pierwszych gruzińskich państw – gruzińskiego Królestwa Iberii. Tutaj przyjęto chrześcijaństwo w 317/27/37 roku. Była miejscem koronacji i pochówków władców Gruzji. W VI wieku przeniesiono stolicę do Tbilisi, ale Mccheta zachowała swoją dotychczasową rolę (koronacje i pochówki). Mccheta do dziś jest siedzibą Katolikosa – Patriarchy Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego.

Miasteczko słynie z katedry Sweti Cchoweli, żeńskiego klasztoru Samtawro i monastyru Dżwari.

Zabytki zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Katedra Sweti Cchoweli została zbudowana w XI wieku na miejscu pierwszej w Gruzji świątyni chrześcijańskiej z IV wieku. Według legendy święta Nino wybrała miejsce budowy kościoła. Jest tu też legenda o latającej kolumnie, ale jest dość długa, nie będę zanudzać. Grunt, że św. Nino maczała tu palce. Świątynia otoczona jest murami z basztami, więc podczas najazdów służyła za schronienie mieszkańcom miasta i okolic. Ściany wewnętrzne katedry pokryte były freskami, lecz w 1830 Rosjanie zatynkowali malowidła. Część z nich udało się wydobyć. Ikony wewnątrz to niestety kopie, oryginały są przechowywane w muzeum państwowym Gruzji.