FOTOGALERIA
Beskid Wyspowy jest bardzo fajnie położony: koło Beskidu Sądeckiego, Gorców, Pienin, Małych Pienin i Spiszu. Rejony warte grzechu! I zewsząd widać Tatry!
Pandemia na chwilę wyhamowała, więc można w końcu krzyknąć: „chrzanić pandemię, jedziemy w góry!”. Wpakowaliśmy się z psem w auto i pojechaliśmy na drugi koniec Polski, porzucając na krótki tydzień nasze polskie morze.
Niski stan wody, upały, słońce. W pocie czoła dało się pochodzić, choć pies ma inne zdanie na ten temat: „Człowieków porąbało, nie idę, kładę się i nie idę.”
Jakże przyjemnie odciąć się od świata i zamieszkać w domku w górach, z widokiem na Bukówkę.
Domek sympatyczny, położony na skraju Beskidu Wyspowego.
Nasza ekipa, czyli górska część rodziny w komplecie.
No i tego pana też nie mogło zabraknąć!
Gotowi na upalne wyzwanie…
Idziemy na Mogielicę, najwyższy szczyt Wyspowego.
Powoli odsłania się „kwiat” Wyspowego…
Wychodzimy na Stumorgową Polanę i mamy przed sobą Mogielicę najwyższy szczyt Wyspowego. Całe 1170,2 m.
Na Mogielicy fajna, drewniana wieża, ale zamknięta 🙁 Jak można!
Najlepsze widoki są ze Stumorgowej Polany: centralnie, najbliżej, Ćwilin (1072 m), drugi pod względem wysokości szczyt w Wyspowym. Dalej po lewej długi, płaski Lubogoszcz (968 m) a po prawej Śnieżnica (1006 m).
Upał, trza złapać oddech.
Upał nie upał, herbatka musi być 🙂
Mały stop w cieniu i przy wodopoju w bazie namiotowej katowickiego SKPB.
Ty pójdziesz górą, ja potokiem…
Jak tu nie rozpieszczać?
Teraz Małe Pieniny. Samotny jawor na polanie zawsze robi klimat. Przyciąga wzrok, magnetyzuje.
Jesteśmy na urokliwych łąkach u szczytu Wąwozu Homole, który ze względu na tłum jakoś dziwnie szybko przemknęliśmy.
Zmierzamy na Wysoką (1050 m).
Wysoka zalesiona, ale potem z przełączki wychodzi się na widokowy grzbiet Durbaszki.
Z Durbaszki w stronę Gorców, Beskidu Wyspowego i pasma Radziejowej w Sądeckim.
Na Durbaszce.
Nadal na Durbaszce z widokiem na Trzy Korony…
… i jeszcze na Durbaszce z widokiem na Trzy Korony 🙂 Wcześniej Wysoki Wierch (898 m).
I tak już teraz będzie.
Na drugim końcu Durbaszki Bambosz zdecydowanie zbuntował się przeciw panującym temperaturom, naświetleniu i brakowi strumienia.
I dobrze, że się zbuntowal, była dłuższa chwila na delektowanie się widokiem na Tatry!
Tak też można się zdrzemnąć.
Schodzimy do Szczawnicy.
Dunajec w Szczawnicy.
Teraz ostatni dzień pogody, więc atakujemy Spisz, Pogórze Spiskie lub Zamagurze inaczej.
Kacwin. Kapliczka Matki Boskiej Śnieżnej z 1750r.
Kacwin to jedna z najstarszych wsi na Spiszu, nazwa tłumaczona jest z niemieciego jako „koci zakątek”.
Kościół Wszystkich Świętych w Kacwinie. XVw.
Nie znaleźliśmy słynnych sypańców (specyficznych spichlerzy, które tylko tu się zachowały)…
ale okolice bardzo malownicze.
To już Przełęcz Łapszanka (955). Słynna z dwóch tematów: kapliczki i niesamowitego widoku na Tatry. Kapliczka z 1928 roku była tzw. „dzwnonicą”, z której dzwoniono, by uprzedzić o zbliżającej się burzy. Wierzono, że dzwon ma zdolności odpędzania burzy. Do 1967, kiedy podczas ostrzegania piorun zabił dzwonnika.
Widok by był, gdyby był 🙂 Kto się dobrze przyjrzy, ten zobaczy fragment Tatr w chmurach!
Skorzystałem na tym, że człowieki czekały, aż rozejdą się chmury 🙂
Łapsze Niżne i kościółek z XIV w.
Nagle przyszła ulewa i złapała nas w okolicach kościółka w Trybszu. Kościółek z 1567 zbudowany bez użycia gwoździ.
Okolice Dursztyna.
Frydman. Kościół św. Stanisława z przełomu XIII/XIV wieku.
Znów widoczki ze Spiszu.
Dębno. Kościółek św. Michała Archanioła. XV w. Zabytek klasy zerowej, wpisany na listę UNESCO.
Fragment Jeziora Czorsztyńskiego.
I Taterki.
No i skończyło się rumakowanie. Zmiana pogody na burzową. Jeden dzień lało, więc wyszliśmy tylko na poziomki.
Bambosz też znalazł swoje „poziomki”.
Ale jestem fajny obłocony 🙂
1 lipca: Dzień Psa!!!
I pada.
Panowie gotowi do powrotu do domu 🙂