FOTOGALERIA
Kazachstan to po Kirgistanie nasz drugi Stan. Zupełnie inny niż Kirgistan, ale też ekscytujący. Wydawało się, że Kirgistan ma mnóstwo przestrzeni, ale Kazachstan zweryfikował to wrażenie. Kazachstan jest ogromnie pustym i przestrzennym krajem. 9 w rankingu największych państw na świecie! 6 osób na km². Z nim przebiega najdłuższa granica obecnej Rosji – ponad 6800 km! Kazachstan jest suchy, stepowy i piękny. My pokręciliśmy się tylko w jego maleńkiej, południowo-wschodniej części, ale tylko na tyle daliśmy sobie czas. Turkiestan z błękitnym meczetem, niemal 1000 km pociągiem przez stepy do Ałmaty, Kanion Szaryński oraz Ałtyn Emel z górami Aktau, Katutau i Śpiewającą Wydmą. I obowiązkowo berber! Tyle zrobiliśmy w ciągu 5 dni w Kazachstanie.
Zobacz też: więcej o Kazachstanie
więcej o Stanach
Turkiestan. Nasz pierwszy przystanek w Kazachstanie. Tu ważny plac przed ważnym dworcem kolejowym. Pomnik Abylaja Chana, potomka założyciela Kazachstanu, który dalej jednoczył kraj i nigdy nie podporządkował się Carskiej Rosji. Kazachski bohatyr.
Mauzoleum sufickiego mistyka Chodży Ahmada Jasawiego. Budowę zlecił sam Timur w 1389 roku.
Po śmierci Timura wstrzymano wszystkie prace. Przednia część fasady i minarety nie zostały ukończone. Reszta jest ozdobiona charakterystyczną błękitną mozaiką. Obstawiamy, że rusztowania na głównej kopule nie pochodzą z czasów Timura 😉
Wewnątrz mauzoleum znajduje się sporo sal modlitewnych, meczet, biblioteka, kuchnia. Zapewne miał to być ośrodek nauki. Nie można w środku robić zdjęć.
W XIV wieku sylwetka mauzoleum była tak innowacyjna, że posłużyła jako wzór do budowy meczetów w Samarkandzie.
W okresie ZSRR mauzoleum było zamknięte, a pielgrzymi przychodzili tu nocą. Teraz jest oficjalnym miejscem kultu. Przyjeżdżają tu pielgrzymki wiernych, bo dla tego regionu jest to jedno z najświętszych miejsc. Podobno trzykrotna pielgrzymka do tego miejsca jest równoważna z pielgrzymką do Mekki.
Inskrypcje zastosowano w piśmie kufickim, najstarszej formie kaligrafii arabskiej. Pismo rozpoznaje się po kątach prostych.
Mauzoleum jest wpisane na listę UNESCO.
Psy szczekają, karawana idzie dalej – jakoś tak to było. Czy chcemy, czy nie, pora ruszyć się dalej.
Długie tory zapowiadają długą podróż. Rozstaw szerokotorowy, 1520 mm. Charakterystyczny dla Rosji i byłych republik ZSRR.
Czekamy w Turkiestanie na pociąg. Dworzec starej daty pięknie odnowiony, pociągi – jak widać.
Niemal 20 godzin kulamy sie przez stepy Kazachstanu. Wieczorem zasypialiśmy na stepach, rano za oknem – nadal stepy.
Wybraliśmy opcję – tzw. plackartnyj – chyba mało popularną wśród turystów w Kazachstanie. bo stanowiliśmy “atrakcję” wagonu. Znów chętnie nas zagadywano.
Ałmaty, dworzec główny. Żeby wyjść z dworca, trzeba prześwietlić bagaż i przejść przez bramki. Za bramkami czekało na nas auto.
To nie chmury! To góry! Pik Talgar, najwyższy w paśmie Ile Alatau, wysoki na 4979 lub 5020 metrów (nie wiem skąd w czasach zaawansowanej techniki wynikają rozbieżności w klasyfikowaniu wysokości szczytów).
Jedziemy na wschód!
Skończyły się kolorowe krajobrazy, znów mamy za oknami płaski step. I mega przestrzenie dookoła.
Ponieważ znów mamy auto, znów jedziemy pustym stepem, to i znów się bawimy 😉
Stacja benzynowa to na stepie najważniejsza rzecz! Na szczęście zdarza się gdzieś po środku niczego.
O zachodzie słońca zmierzamy w stronę Kanionu Szaryńskiego. Jesteśmy 200 km na wschód od Ałmaty.
Poranek w takich okolicznościach przyrody.
No zdarza się…
To teraz do bólu Kanion Szaryński, Szaryn lub Czaryn, różnie piszą. Tu część zwana Doliną Zamków.
Przeciskamy się, jak na prawdziwy, solidny kanion przystało 😉
Skały mają tu koło 80 m wysokości.
Kanion nazywany jest młodszym bratem Grand Canion W USA.
Dolina Zamków ma jakieś 2 km suchego dna. Ale rzeka Szaryn, płynąca nieopodal, tworzy kilka kanionów na łącznej długości ponad 100 km. Podobno.
Wyjazd z kanionu nie był taki trywialny. Chyba słabe autko mieliśmy.
Ale oczywiście udało się.
Z kanionu jedziemy dalej.
Miało się już ku zachodowi, kiedy zatrzymaliśmy się z piskiem opon na okrzyk rzucony jednym tchem: “tato-stóóóój-wielbłądy!” Cooo?????
No wielbłądy. Uśmiechnięte! Takie samopas. Tego się nie spodziewaliśmy. Ale w końcu to dawny Jedwabny Szlak!
Szybkie selfie z wielbłądami, póki nie uciekną!
Nie uciekły, ale szybko się nami znudziły.
No bo ile można się gapić na 4 mieszczuchów z pięcioma nośnikami cyfrowymi, którzy piszczą, latają jak głupki, co najmniej, jakby wielbłąda w życiu nie widzieli.
Naprawdę skończyliśmy temat wielbłądów, ale za moment pojawiła się drobna przeszkoda na drodze, bo pasło się kolejne stado.
Widział kto wielbłąda albinosa?
Wielbłądy zajęły nam sporo czasu, więc trzeba było gdzieś skręcić w bok na nocleg. Zmieniliśmy też towarzystwo na kicające po stepie króliczki.
Step suchy i pylisty.
Rano szukamy stacji. Na szczęście znów po środku niczego – jest! Tankujemy na maksa, bo zaraz wjedziemy do parku narodowego, gdzie mamy do przejechania 260 km. Trzeba mieć pełny bak.
Jesteśmy w parku Ałtyn Emel.
Wjeżdżamy w wulkaniczne góry Katutau.
Przemieszczamy się w stronę gór Aktau.
Góry Aktau przed nami!
Tu grzaliśmy 80 km po tarce parku Ałtyn Emel. Jak widać park jest bardzo zaskakujący.
Przez chwilę będzie kolorowo!
Góry kredowe sprzed 400 mln lat. Kiedyś było tu morze i zostawiło takie osady!
W parku jest cholernie sucho. Pada tu średnio 60 dni w roku.
Druga strona gór Aktau.
Przestrzeń taka, że aż chciałoby się mieć skrzydła…
Znów jedziemy dalej.
Roślinki stepowe.
Tzw. “cordon Kosbastau”. Wręcz oaza na tym suchym terenie. W parku można spać przy strażnicach – tam jedynie jest woda. My wybraliśmy miejsce pod 700-letnią wierzbą. Według legendy, w XII wieku pod tą wierzbą odpoczął sam Czyngis Chan ze swoją armią podczas kampanii w Azji Środkowej.
Bardzo zabytkowe kamienne monumenty “Oszaktas”. Niestety internet jest zbyt ubogi w tym temacie, więc nie mam tu nic mądrego do napisania..
W innej części parku są 2 wydmy, które utworzyły się drobinka po drobince piasku w zagłębieniu pomiędzy pasmami gór Kalkan.
Ta większa wydma (południowa) ma 150 m wysokości i 3 km długości. I śpiewa.
Śpiewająca wydma, czyli “Pjuścij barhan”, to ewenement dość rzadko występujący na świecie. Muszą być odpowiednio zbudowane drobinki piasku, niezanieczyszczone, odpowiednia wilgotność powietrza, odpowiedni kąt nachylenia zbocza wydmy, no i odpowiednia siła wiatru. Gdy wydma śpiewa, to rezonuje, wydaje specyficzny dźwięk, jakby bombowiec nadlatywał, przy tym drży pod stopami. Udało nam się załapać na ten wydmowy śpiew – niesamowita sprawa!
W tle rzeka Ilja.
W dole mniejsza wydma (północna), 100-metrowa, a za nią pasmo Kalkan.
Bawimy się, jak wszyscy na wydmach 😉 Niestety i Nikon i GoPro głupieją w tak silnej operacji słońca.
Kawałek pustyni.
Taki gadzik. Agama to to nie jest, ale coś z rodziny krągłogłówek na pewno 😉
Skala wielkości.
Wracamy do cywilizacji.
Wyjechaliśmy z parku zakurzeni i zapyleni na maksa. Pył wszędzie. Szacun dla panów z myjni, którzy wypucowali nam auto na medal.
Ałmaty.
Do 1998 stolica Kazachstanu. I to się czuje! Tu: centrum biznesowe.
Pomnik sławiący czyny dywizji Iwana Panfiłowa podczas II wojny światowej.
Chłopaki u berbera.
Chłopaki po berberze.
Na koniec kolorowy akcent – kazachskie tenge.