FOTOGALERIA
Naprawdę to nie jest tak, że zachwycamy się każdym krajem, w którym jesteśmy 🙂 Ale Kirgistan jest naprawdę miejscem DOSKONAŁYM. Na doskonałe miejsce nie składa się piękna architektura zabytkowych miast, bo tego w tym kraju nie ma. Koczowniczy lud nie zakładał miast. Te powstały za czasów Związku Radzieckiego. Kirgistan jest doskonały, bo ma fantastyczną przyrodę, fantastycznych ludzi i fantastyczną kuchnię. Kirgistan to kraj wielkich pustkowi, niekończących się gór Tien Szanu i Pamiru, lodowców, malowniczych jezior. Słynny Issyk Kul, trochę stepów i bardzo dużo przestrzeni. I bardzo dużo nieba nad głową 😉
Kraj kipi kolorami. Każda większa wiocha ma swój niewielki, ale kolorowy meczet. Każda wiocha żyje kolorowymi bazarami. Kuchnia jest mieszaniną dań rosyjskich i azjatyckich. Jest w czym wybierać.
Ludzie są dobrzy. Można powiedzieć „openharted”. Chętnie pomogą, pogadają i koniecznie chcą się dowiedzieć, jak nam się podoba ich kraj i czy u nas są lepsze drogi i lepsza „ekonomika”. Rozmowy z tubylcami, to jak zwykle fajna sprawa.
Oprócz Kirgistanu i Tien Szanu zobaczyliśmy też niesamowity kawałek Kazachstanu.
Zobacz też: więcej o Stanach
Biszkek. Najważniejszy dworzec w stolicy Kirgistanu – Zapadnyj Awtowokzal, mieżdunarodnyj dworzec autobusowy. Tu kilka razy przyjeżdżaliśmy i stąd kilka razy wyjeżdżaliśmy.
Tu część dla marszrutek. I to tu właśnie toczy się życie: nawoływanie pasażerów, sprzedaż lodów, biegające dzieci, przewalające się bagaże.
Kierowcy marszrutek dalekobieżnych zawsze czekają, aż uzbiera się komplet pasażerów. Więc czekamy.
Jedziemy w poprzek Kirgistanu.
Docieramy do Karakolu – miasteczka pełniącego rolę naszego Zakopanego, ale bardziej przyjaznego, autentycznego, bez reklam i pazerności górali. Karakol to punkt wyjścia w Tien Szan, w pasmo Teskiej Alatau. Oczywiście poszliśmy, a zdjęcia w są w oddzielnej galerii.
Karakol to bardzo przyjemne miasteczko, niezbyt eleganckie, wręcz przeciwnie, na trawnikach pasą się kozy, ulice boczne są szutrowe, domeczki wręcz wiejskie.
Ma kilka bazarów i sporo mieszkańców.
Stroje szkolne obowiązują na codzień, nie tylko 1 września.
Pierwsze co, to nocujemy w jurcie 🙂
O tak 😉
Z Karakolu podjechaliśmy między innymi do doliny Dżeti Oguz.
Dżeti Oguz słynie z jurt pasterkich i wypasu koni.
Pasterze spędzają czas, jak nie w jurtach, to na koniach.
Życie rodzinne też toczy się na koniach 😉
A to drugie oblicze Dżeti Oguz.
Fragment 7 byków.
Meczet obowiązkowy.
A potem wynajęliśmy auto. Nie to, które chcieliśmy i nie tam, gdzie zarezerwowaliśmy, ale lepiej na tym wyszliśmy. Toyota Highlander.
Wjechaliśmy w dolinę Suusamyr.
Kożomkul. Miejsce upamiętniające kirgiskiego siłacza, Kożomkula, który był najsilniejszym Kirgizem swoich czasów. Potrafił konia przenieść przez śnieżne zaspy. Wygrywał wszystkie siłowe konkursy na Jedwabnym Szlaku. Gdy zdobył nagrodę 50 owiec i kilku klaczy, rozdał je ubogim. W czasach ZSRR zrobił dużo dobrego dla regionu, a za niepokorność w stosunku do władzy był więziony. Uważa się, że jego duch chroni mieszkańców doliny.
Samotny cmentarz gdzieś na polach doliny Suusamyr. Bogatsi zmarli mają swoje małe mauzolea, ci biedniejsi mają skromne pomniki.
Kirgistan to zdecydowanie kraj górzysty. Wszędzie i dookoła.
Jedziemy w stronę fajnego kanionu.
Kanion Kekemeren.
Kirgistan to kraj muzułmański, więc każda wioska ma swój mały meczet.
Kolejny cmentarz na odludziu.
Rzek też nie brakuje. Tu rzeka Suusamyr.
Jedziemy drogą do kopalni węgla na przełęcz Karakecze.
Tymczasem, zanim dojedziemy na przełęcz, mamy takie widoki!
Mamy auto z szyberdachem, więc bawimy się 😉
Dalej bawimy się 😉
A w międzyczasie jedziemy.
Na takich szutrach na ogół najlepiej jedzie się środkiem lub lewym pasem. Tu kierowca zjechał, czyli możemy wyprzedzać.
Sztuczne jezioro w okolicach kopalni pod przełęczą Karakecze.
Już prawie na przełęczy.
Przełęcz Karakecze, 3384 mnpm.
Zjechaliśmy w dół i nagle znaleźliśmy się na dzikiej, ogromnej przestrzeni. Jesteśmy nad słynnym jeziorem Song Kol.
Teren nie do końca się wypłaszcza, bo jezioro leży na międzygórskim płaskowyżu, na wysokości 3016 m.
Okolice Song Kol to największy region pasterski w Kirgistanie.
Nad jeziorem znajduje się w sezonie pasterskim kilkadziesiąt jurt i pasą się setki koni.
Pasterze koczują tu od maja do października.
Dorabiają, przyjmując turystów w jurtach postawionych przez agencje turystyczne. Tak jak tu.
Właściwie, to to jest kwintesencja Kirgistanu: step, konie, jeziora, góry.
Temperatura wody w lecie wynosi ok. 11-12°C. Od listopada do maja jezioro zamarza.
Można poczuć zew wolności 😉
Na takiej ogromnej przestrzeni piździ co niemiara.
Rzeka wypływająca z południowo-wschodniego krańca Song Kol.
Jedziemy na kolejną przełęcz.
Stąd zjedziemy w dół, by zanocować nad rzeką.
33 zakręty zjazdu z przełęczy Teskiej Torpok, 3134 m, nazywanej potocznie przełęczą 33-ch papug.
Z tej przełęczy zjechała nasza najmłodsza kierownica 😉
Wjeżdżamy w kanion… hm… w ładny kanion 😉
Laski się bawią 😉
A tu niespodzianka! Nie, nie wróciliśmy w góry wysokie 🙂 W takim otoczeniu leży słynne jezioro-morze Issyk Kul.
Ten słynny Issyk Kul, o którym wkuwało się na geografii i wydawał się leżeć gdzieś w abstrakcyjnie dalekich odmętach ZSRR. Tymczasem my tu dotarliśmy.
Ale mając auto z napędem 4×4, nie będziemy przecież jechać drogą wzdłuż jeziora. Pojechaliśmy jakoś w poprzek…
… i w świetle zachodzącego słońca dotarliśmy tutaj.
Nad dziką zatoczkę.
O zachodzie słońca. „Gorące Jezioro” – tak się tłumaczy z kirgiskiego nazwę Issyk Kul.
O poranku za namiotami wyłoniły się takie góry.
To drugie po Titicaca największe jezioro górskie. Podobno też drugie wśród słonych po Kaspijskim! Zasolenie wynosi 5,8‰ (średnie zasolenie Bałtyku to jakieś średnio: 7‰).
I jedno z największych i najgłębszych jezior świata. Długość ok. 180 km. Szerokość: 60 km. Maksymalna głębokość: 702 m.
Wracamy do Biszkeku.
Biszkek. Blogerzy źle o nim piszą, że należy się tu tylko przesiąść i szybko uciekać. A nam znów w takim mieście się podobało!
Zgodnie z logiką sowiecką, miasto zbudowano z ówczesnym rozmachem: szerokie ulice, ogromne place koniecznie z pomnikami.
Jest też dużo zieleni, drzew na ulicach, dzięki czemu jest sporo cienia w upalne dni. Dużo parków. A jak park, to koniecznie duży i z pomnikiem. Jeszcze zdarzają się i takie pamiątki po sowietach: „Poszliśmy w bój za komunizm”.
Stolica ma też swój Biały Dom.
Biszkek raczej nie słynie z zabytków, a jego architektura to mieszanina stylu nazywanego fachowo realizmem socjalistycznym i współczesnym.
Któreś z tych okien to nasz hostel.
Najsłynniejszy bazar Biszkeku: Osz Bazar.
Stołowaja. Pyszności. Pielmieni, manty, płow i lagman. Standard kirgiskiej kuchni.
Lepioszki.
Tu wtapiamy.
Tu też wtapiamy.
Osobliwości na słodko!
No to taki właśnie jest Kirgistan. Dzika natura i przyjaźni ludzie.
I jeszcze: uśmiechnięty.