Kaukaz rozciąga się pomiędzy Morzem Czarnym a Kaspijskim, zajmując tereny Rosji, Gruzji, Azerbejdżanu i Armenii. Na długości 1500 km wyrasta 8 pięciotysięczników. Najwyższy szczyt Kaukazu – Elbrus (5642 m) leży na terenie Rosji. W Gruzji najwyższa jest Szchara (5193 m) w regionie Swanetia.
Nasz Kaukaz to region Kazbegi. Słynie z Gruzińskiej Drogi Wojennej, miejscowości Stepancminda (dawniej Kazbegi) i monastyru Cminda Sameba. O tych miejscach – jako że nie trzeba wyjść w góry, żeby do nich dotrzeć – we wpisie o Gruzji. Jest jeszcze Kazbek. Siódmy w klasyfikacji pięciotysięcznik Kaukazu.
Zobacz też: więcej zdjęć i wpisów o Gruzji
Sam Kazbek działa jak magnes na ludzi. Ma coś w swojej sylwetce. Z daleka niby taka bambuła, ale majestat jest! Kazbek to wygasły stożek wulkaniczny, więc sporo tu skał wulkanicznych. Na i pod Kazbek ciągną pielgrzymki bardziej lub mniej zaawansowanych turystów, ale poza tym miejscem Kazbegi jest pustym rejonem. Turyści jeszcze kręcą się w Dolinie Truso i to tyle. Przynajmniej we wrześniu.
Nie planowaliśmy wejścia na Kazbek. Natomiast nie trzeba wchodzić w rejon górski, by natknąć się na ulotki z informacjami o zaginionych pod Kazbekiem Polakach. Kazbek przyciąga tłumy. W skali innych pięciotysięczników ma opinię łatwego i taniego. Ale jak wszystkie góry wyższe oprócz umiejętności wymaga też rozsądku, respektu oraz pokory. Na blogach Polacy piszą, że w trampkach i dżinsach wchodzą na szczyt. Takie wpisy spowodowały, że sporo właśnie polskich turystów traci tu życie w szczelinach lodowca. Czasem nieszczęśliwy wypadek, czasem brak odpowiedzialności. Właśnie dlatego w Stepancmindzie stoją tablice z informacją w języku polskim: „Kazbek nie lubi singli, zwiąż się liną i załóż raki”. Warto więc przesiać sobie internetowe wpisy.
Pogoda w Kaukazie we wrześniu jest podobno stabilna. Jakkolwiek tę stabilność rozumieć. Sprawdzając prognozy pogody przed wyjazdem, to rzeczywiście wyglądało stabilnie: 2 tygodnie nad Kazbekiem rysowano chmury, deszcz, pioruny i śnieg. W czasie naszego pobytu pogoda również była stabilna: słońce, 28 stopni, słońce i 28 stopni. A Kazbek cały czas taki właśnie:
NASZA TRASA
Nasza trasa miała obejmować przejście ze wsi Kvemo Okrokana do Keli Platou i Jezior Kelitsadi, potem przez przełęcze Kerisar i Esi do Doliny Truso, przez Zakagori do doliny Suatisi, i dalej przez przełęcz Iriston Południowy do doliny Mna i do Kvemo Okrokana. Trasa jest opisana na genialnej słowackiej stronie Jozefa: http://www.caucasus-trekking.com/treks/kelitsadi i http://www.caucasus-trekking.com/treks/suatisi. Tu też są punkty GPS.
Na tę trasę wymagane są permity, tzw. „propuski”, upoważniające do pobytu przy granicy z Osetią Południową. Co prawda Osetia Południowa to formalnie republika przynależna do Gruzji i znajdująca się pod jej całkowitą kontrolą, ale ma silne aspiracje do przyłączenia do Osetii Północnej, która z kolei jest republiką Federacji Rosyjskiej. To właśnie dlatego południowi Osetyjczycy tak sprzyjają Rosji i pozwalają jej na ciche zagarnianie terenów gruzińskich. Dowiedzieliśmy się, że pogranicznicy i lokalna ludność z okolic Jezior Kelitsadi ostrzegają, że jest niebezpiecznie i ogólnie można zarobić kulkę w łeb. Nie mieliśmy ciśnienia na wakacje “z dreszczykiem”, więc zrezygnowaliśmy z części trasy obejmującej jeziorka.
Permit bezwzględnie jest wymagany przez pograniczników przy wejściu do Doliny Suatisi w Zakagori oraz przy wejściu do doliny Mna w Kvemo Okrokana. O permit można ubiegać się w Departamencie Policji Granicznej drogą mailową: gbp-international@mia.gov.ge, pisząc najlepiej po rosyjsku, ale też można po angielsku. Wymagane jest podanie imienia i nazwiska, skan strony paszportu ze zdjęciem i datami ważności, dokładny termin i trasę treku. Po mniej więcej tygodniu/dwóch otrzymuje się informację, że permit gotowy do odebrania w Tbilisi – i tu następuje adres.
W związku z konfliktem w rejonach Osetii, nasza trasa zaczęła się w połowie planu, toteż czas pozwolił nam na zrobienie dwóch tras:
Dżuta -> Trek: Przełęcz Czaukhi -> Roszka.
Nasze trasy są udostępnione w galerii zdjęć. Poniżej krótki opis co i jak oraz kilka zdjęć spoza fotoblogu (w większości).
KVEMO OKROKANA – IRISTON POŁUDNIOWY – KVEMO OKROKANA
Żeby dostać się w ten rejon trzeba najpierw znaleźć się w Tbilisi. Stąd, z dworca Didube, nie ma już żadnego problemu. Wystarczy wyszeptać słowo “Kazbegi” lub “Stepancminda” i zostaniemy doprowadzeniu do najbliższej czekającej marszrutki (koszt 15 lari bezpośrednio, 20 lari z przystankami po drodze) lub możemy przebierać w taksówkach, nawet w cenie marszrutki. Do wioski Kvemo Okrokana można dojechać terenówką ze Stepancmindy. Jakieś 20 km Gruzińską Drogą Wojenną w dół.
Wieś leży w styku dolin Truso i Mna. Żeby wydostać się stąd, można umówić się z kierowcą, który nas tu przywiózł, żeby konkretnego dnia wrócił (lub na telefon). Można dogadywać się z kierowcami, którzy akurat kogoś przywieźli, można kilka kilometrów przejść na piechotę do wioski Kobi przy Gruzińskiej Drodze Wojennej i łapać stopa do Stepancmindy.
Wioska Kvemo Okrokana jest niemal wyludniona, ale posterunek policji jest. Tu dojeżdżają samochody, przywożąc lub odbierając turystów, których celem jest Dolina Truso. W prawo do Doliny Mna. W lewo do Doliny Truso i dalej do Zakagori i Suatisi:
Dolina Truso słynie ze źródeł termalnych i trawertynowych pól wapiennych w kolorze ognisto-pomarańczowym. Jest kolorowo.
Idąc wzdłuż rzeki Terek, dochodzi się do wsi Ketrisi. Też niemal wyludnionej. Ci co zostali, to Azerowie.
Potem jest wieś Abano składająca się z dwóch monastyrów (żeńskiego i męskiego), cerkiewki i kilku rozwalonych chałupek.
Zwieńczeniem doliny jest posterunek policji w Zakagori u podnóża ruin twierdzy. Ci, co mają permity, mogą wejść „za winkiel” do Doliny Suatisi. Ci, co „bumagi” nie mają, wracają do Kvemo Okrokany.
„Propuski” sprawdzano nam bardzo pieczołowicie dwa razy (w Zakagori i Kvemo Okrokana), spisywano, fotografowano, wysyłano zdjęcia do kogoś ważnego w Departamencie Policji Granicznej w Tbilisi.
No więc “za winklem” Zakagori otworzyła się taka dolina.
Zabudowania wioski Zakagori. Ostatniej w tej okolicy. A na drugi dzień bliżej lodowców:
Dwa dni idzie się w górę Doliny Suatisi. Z przodu widok na Kazbek. Trzeba przekraczać w brud rzekę Suatisi. Można kilka razy, jeśli ktoś lubi :). Rzeka jak to górska rzeka. Lodowata, bo spływa z lodowców. Czasem zapewne da się ją “przefikać” w butach po kamieniach, ale czasem też bywa tak wartka, głęboka, spieniona, brudna po deszczach, że długo szukać płytszych miejsc, by nie zanurzyć się powyżej ud. My trafiliśmy właśnie na tę drugą opcję. Rzeka była na tyle porywista, że słychać było, jak toczy kamienie po dnie. Można też pokombinować i te miejsca, w których nie da się przejść brzegiem i z powodu których włazi się w rzekę, ominąć, wbijając się ostro pod górę trawiastymi zboczami, czasem 100 metrów w górę, czasem mniej. Potem jest różnie. Trzeba trawersować zbocze i jego wcięte żleby, zanim uda się wykombinować zejście na dno doliny. Ścieżek raczej nie ma, więc można rozwijać inwencję twórczą.
Po drodze dwa malownicze, dzikie noclegi. Na końcu doliny odbija się w prawo w stronę przełęczy Iriston Południowy.
By wbić się na Iriston Południowy, czyli na 3385 m, trzeba pokonać zbocze usypane łupkowatymi płytkami, które zmieniają krajobraz w wulkaniczno-księżycowy.
Po drugiej stronie przełęczy czeka Dolina Mna, a na jej końcu – Kvemo Okrokana. Jeden dzień w dół wzdłuż rzeki Mna, równie “przyjaznej” jak rzeka-strzała Suatisi w sąsiedniej dolinie. Też trzeba ją w którymś momencie przekroczyć. Można kombinować po zboczach.
DŻUTA – CZAUKHI – ROSZKA
Ponieważ poprzedniej trasy zrobiliśmy tylko kawałek, toteż spontanicznie wymyśliliśmy drugą część. Dwudniowe przejście przez tzw. „gruzińskie dolomity”, czyli przez przełęcz Czaukhi (3431 m). Trasa jest opisana na genialnej słowackiej stronie Jozefa: http://www.caucasus-trekking.com/treks/chaukhi.
Trasa prowadzi z Dżuty. Do Dżuty można bez problemu znaleźć transport ze Stepancmindy, 20 km szutrem. Nad wioską jest niezłe pole namiotowe Zeta Camping na wysokości 2300 m, a jeszcze 60 m wyżej organizuje się Fifth Season Hut. W rejonie kręci się trochę turystów przy kilku pierwszych podejściach. Dalej już nikomu się nie chce. Przełęcz Chaukhi to też iście księżycowy krajobraz:
Potem jest pionowo 700 m po śliskich trawach w dół do jeziorek Abudelauri (ok. 2800 m). Wszyscy się nimi zachwycają, ale chyba nie znają naszych tatrzańskich stawów!
A potem łagodnie do Roszki. A potem kilka kilometrów szutrem do innego szutru i jak ma się szczęście, czyli jak coś jedzie, to można złapać stopa, albo nawet marszrutkę z Szatili do Tbilisi, która kursuje dwa razy w tygodniu.